wtorek, 14 października 2014

Ironfrost 1.

Po raz kolejny przewertowałem tak dobrze znaną mi księgę. Umiałem ją już chyba na pamięć, bez trudu potrafiłbym powiedzieć, co znajduje się na danej stronie. Bez większych trudności wskazałbym słowo, które tylko przyszłoby mi do głowy. Pod warunkiem oczywiście, że owe słowo pojawiało się na stronicach starej księgi. Okładka była zniszczona, strony pożółkłe, niektórych brakowało, a niektóre trzymały się chyba tylko jakimś magicznym sposobem. To nie tak, że nie dbałem o książki, wprost przeciwnie, ta jednak nie należała do mnie. Pożyczyłem ją. Bezzwrotnie. Prosto spod rąk właściciela. Nie to jednak teraz było najważniejsze. Musiałem się skupić na czymś innym, w końcu miałem swoje priorytety. Na dobrą sprawę zabierałem się do tego od paru godzin, próbując pozbyć się pewnych natrętnych myśli, które jednak wcale nie zamierzały opuszczać mojej głowy. Wprost przeciwnie, stawały się coraz bardziej natrętne, a obrazy, które migały mi przed oczami, jakimś sposobem zaczęły być tak wyraźne, że nieraz zacząłem się skupiać tylko na nich, chcąc się dowiedzieć, co będzie dalej. Chociaż dobrze wiedziałem, znałem to na pamięć równie dobrze, co księgę, leżącą przede mną. Miałem tylko nadzieję, że może tym razem skończy się to trochę inaczej. Ale tak nie było, za każdym razem coraz boleśniej, jakby na nowo przeżywałem to, co wtedy się stało. I wciąż jego sylwetka, na początku niewyraźna, jakby mój własny umysł droczył się ze mną, że być może tym razem to nie będzie on. Ale obraz zaraz nabierał ostrości, a on wyłaniał się z ciemności, którą sam kreowałem we własnym umyśle. W końcu wtedy był dzień i nie licząc cieni rzucanych przez nas samych oraz otaczających nas przedmiotów, nie było niczego ciemnego w pomieszczeniu, w którym się wtedy znajdowaliśmy. No, może oprócz mojego serca, o ile jakieś posiadam. Może wydawać się to dziwne, ale z każdą taką wizją tego, co się działo, wolałbym go nie posiadać. Wtedy byłoby łatwiej, a tak nawet nie potrafię skupić się na tym, co powinienem zrobić. Co muszę zrobić. W końcu mam okazję się zemścić, tym razem bez niczyjej pomocy. Chitauri zawiedli, teraz mogłem liczyć tylko na siebie. Tak powinno być od początku. Zawsze mogłem liczyć tylko na siebie, musi tak pozostać. Bez nikogo, zawsze byłem sam.
Wróciłem wzrokiem do tekstu przed sobą, próbując wykrzesać z siebie maksimum skupienia i uwagi. Widocznie moje maksimum sięgnęło szczytu, bo po kilku linijkach nie miałem pojęcia, o czym czytam. A raczej nie miałbym, gdybym dokładnie nie znał treści. Nie wiedziałem, czemu czytam to wciąż na nowo, skoro wszystko czego potrzebowałem miałem w głowie. Znaczy, wiedziałem, ale wciąż wmawiałem sobie, że to nieprawda. I będę wmawiał to sobie tak długo, aż w to nie uwierzę. W końcu znałem się na kłamstwach lepiej, niż ktokolwiek inny, a oszukać samego siebie, to już sztuka. I to właśnie zamierzałem osiągnąć.
Jego twarz po raz kolejny mignęła mi przed oczami, ale zignorowałem to. Nie zwróciłem również uwagi na to, że tuż przy uchu słyszę jego głos, wiedziałem bowiem, że to jedynie moje chore majaki. Nie mogło go tutaj być, chociaż dla pewności w końcu odwróciłem się, nie mogąc wytrzymać. Szybko zamrugałem kilka razy oczami, bo jego postać stała przede mną i to całkiem wyraźnie. Przez chwilę poczułem, jak moje serce nagle przyspieszyło, ale kiedy tylko zniknął – jak to zawsze się działo – od razu zbeształem samego siebie. I to bynajmniej nie w myślach. W końcu tutaj i tak nikt mnie nie słyszał. Byłem tylko ja, mój chory umysł, stara księga i jego postać, która pojawiała się przede mną od czasu do czasu. Tak spędziłem tutaj miesiąc, może nieco dłużej, może nieco krócej. Powoli zacząłem tracić rachubę, noc mylił mi się z dniem i na odwrót. Nie dbałem o to, teraz i tak nie potrzebowałem wiedzieć.
Potrząsnąłem głową, chcąc się pozbyć wszystkich myśli, których nie powinno tam być. Pomogło na moment, ale ta chwila wystarczyła, by przejrzeć to, co z takim trudem udało mi się zdobyć. Wszystkie fiolki, bezpiecznie zamknięte. Nie zniknęła żadna, wszystko leżało na swoim miejscu, tak jak to zostawiłem kilka godzin temu. Bardziej, żeby zrobić cokolwiek zacząłem przesuwać każdą zaledwie o kilka milimetrów, jakby szukając perfekcyjnego ustawienia. Bardziej idealnie nie będzie, doskonale o tym wiedziałem, ale była to wymówka, by po raz kolejny móc przez moment zobaczyć jego twarz. Przymknąłem na moment powieki, palcami delikatnie chwytając szyjkę jednej z buteleczek i przesuwając ją odrobinę w lewo. Westchnąłem cicho, otwierając oczy, tym samym pozbywając się jego obrazu. To zabawne, jak wiele zdołałem zapamiętać. Ile detali dotąd mi się nie rozmazało, rysy jego twarzy mocno wryły się w mój umysł, jakby robiąc mi na złość.
Przesunąłem spojrzeniem po blacie stołu, ogarniając wzrokiem wszystko, co się na nim znajdowało. W końcu z hukiem zamknąłem starą księgę i podniosłem się z krzesła, wzdychając teatralnie do pustki w pomieszczeniu, jakbym czekał, aż chociaż ona okaże się wsparciem. Jako że nie doczekałem się niczego, jedynie większego kurzu, który wzbił się przy zamykaniu książki ruszyłem przed siebie, przemierzając cały pokój, aż znalazłem się przy drzwiach. Raz jeszcze spojrzałem za siebie, chcąc się upewnić, że wszystko jest tak, jak to zostawiłem. Przez myśl przemknęło mi, co bym zrobił, gdyby okazało się, że jednak coś zmieniło swoje położenie. Uśmiechnąłem się pod nosem, rozbawiony i zrzucając wszystko na zmęczenie, wyszedłem z pokoju, zostawiając starą księgę i fiolki tak, jak je ustawiłem.
~*~
Leżałem spokojnie, wpatrując się w ciemność przed sobą. To, że znowu nie mogłem zasnąć nie zaskoczyło mnie za bardzo. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem położyłem się, by od razu zasnąć. Pamiętałem, że kiedyś tak było, ale teraz zdawało mi się to niemal innym życiem. Tak odległym od tego, co było teraz.
Przekręciłem się na drugi bok, zamykając oczy, by chociaż przed samym sobą udawać, że staram się zasnąć. Po dłuższym leżeniu w bezruchu, zacząłem czuć, jak sen powoli podkrada się do mnie, chcąc zaatakować z zaskoczenia. Tym razem zamierzałem poddać się bez walki, ale przez zaciśnięte powieki dostrzegłem niebieski blask. Senność minęła od razu, wycofując się do innego pomieszczenia, a może nawet i do innego budynku. Poderwałem się z łóżka, rozglądając się po całym pokoju. Żadnego światła, nic co by mogło świecić. Przetarłem oczy, jakby nie wierząc własnemu zmysłowi w panującą dokoła ciemność. Byłem przekonany, że coś jednak widziałem. Czegoś tak charakterystycznego pomylić nie mogłem. A jednak… pusto. Dla pewności rozejrzałem się jeszcze kilka razy i kiedy upewniłem się, że towarzystwo, które miałem każdej nocy w postaci nieprzeniknionej ciemności się nie zmieniło, ponownie zamierzałem się położyć. Zamierzałem jest w tym momencie idealnym słowem, bo do mych uszu dobiegł dźwięk kroków, a zaraz po nim przesuwania buteleczek po blacie stołu. Zdołałem usłyszeć jeszcze szelest przewracanych kartek i przysięgam, że było to tak wyraźne, jakby ktoś robił to tuż przy mojej głowie.
Wstałem z łóżka, próbując zachowywać się najciszej, jak umiałem. Wychodziło mi to świetnie, dopóki drzwi nie wydały z siebie przeraźliwego pisku, który aż uderzył mnie po uszach. Teraz już, nawet nie próbując być cicho wszedłem do drugiego pomieszczenia, które opuściłem kilka godzin wcześniej. Oczy, przyzwyczajone do ciemności nie dostrzegły jednak niczego. Znaczy, dostrzegły zarys stołu, buteleczek na nim i księgi, ale nic więcej. Nie licząc jeszcze krzesła. Zrobiłem kilka kroków w głąb pokoju, ale nie doczekałem się żadnego ataku. Raz jeszcze spojrzałem na stół i niemal ze zrezygnowaniem uświadomiłem sobie, że wszystko jest dokładnie tak, jak to zostawiłem. Nikt niczego nie ruszał, żadna z buteleczek nie zmieniła swojego miejsca, książka również leżała tak, jak wcześniej. Zamknięta i nieruszana przez nikogo. Z rosnącym niepokojem, chociaż może zaczynało się to przeradzać w swego rodzaju paranoję, po raz kolejny rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pusto. Nie zostało mi nic innego, jak sprawdzić zabezpieczenia i wrócić do łóżka. Zaraz jednak prychnąłem i gdyby ciemność miała jakąś postać na pewno skrzywiłaby się na ten odgłos i szybkim krokiem przemaszerowałem do swojej sypialni. A raczej do pokoju, który mi za nią służył. Nie sprawdziłem bariery ochronnej, w końcu, gdyby ktoś się przez nią przedarł od razu bym wiedział. Zresztą, były tutaj jedynie dwa pomieszczenia, a skoro ani w pierwszym, ani w drugim pokoju nie było nikogo, to znaczyło tylko jedno – byłem tutaj sam. No może jeszcze moja paranoja, ale ona w tym momencie się nie kwalifikowała.
Ponownie położyłem się do łóżka, naciągając na siebie cienki koc. Schowałem się pod nim niemal cały i z przekonaniem, w które niemal uwierzyłem nakazałem sobie spać.
~*~
Obudziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca, a przynajmniej tak mi się wydawało. Przetarłem oczy i jeszcze chwilę, pozwalając sobie przywołać fragmenty snu, leżałem w łóżku. Dopiero, kiedy przypomniałem sobie o dziwnych zdarzeniach, które przecież tak naprawdę nie miały miejsca, podniosłem się. Przeciągnąłem się, ziewając głośno i ruszyłem do drzwi, by zaraz znaleźć się w drugim pomieszczeniu. Niemal od razu stanąłem jak wryty, nawet nie zdając sobie sprawy z lekko uchylonych ust – gest oznaczający kompletne zaskoczenie. Przełknąłem głośno ślinę, w końcu zamykając usta, ale wciąż patrzyłem na to wszystko niedowierzając. Książka, która przecież w nocy była zamknięta, teraz leżała otwarta niemal idealnie na środku. Fiolki były poprzesuwane i pomieszane, każda stała zupełnie inaczej. Poustawiałem je przecież według kolejności podanej w książce, a teraz… Teraz panował wśród nich kompletny chaos. To jednak nie było wszystko. Krzesło, które zawsze stało przy stole, teraz było od niego odsunięte. Może i było to tylko kilka centymetrów dalej, niż zazwyczaj, ale było to zauważalne kilka centymetrów.
W końcu, otrząsając się nieco, zrobiłem kilka niepewnych kroków, spodziewając się… właściwie nie wiedząc, czego się spodziewając i mając nadzieję, że jednak się nie dowiem. Chociaż niewiedza była irytująca i nieco uciążliwa, to czułem się odrobinę bezpieczniej. W końcu znalazłem się przy stole i jeszcze przez chwilę patrzyłem na niego, próbując siłą woli zmienić to, co widzę. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów, to też ściągnąłem brwi, czując jak powoli zaczyna targać mną złość i zdecydowanym ruchem zamknąłem książkę. W pośpiechu poustawiałem buteleczki tak, jak powinny stać i przysunąłem krzesło. Udając, że nic takiego się nie stało, że to co było przed chwilą w ogóle nie miało miejsca usiadłem i westchnąłem, chcąc zabrać się do pracy. Tym razem koniec wymówek, koniec przywoływania obrazów, koniec z odtwarzaniem sceny, która zawsze kończyła się tak samo. Koniec z widokiem jego twarzy, koniec z jego głosem tuż przy uchu i koniec widywania jego postaci. Koniec, koniec, po prostu koniec. Dość.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że niemal dyszę ze złości i uspokajając oddech przekartkowałem książkę na to, co mnie interesowało. Kilka stron wypadło, fruwając przez pokój w różne strony, ale to też nie miało znaczenia. Mnie interesowała tylko ta z liczbą 249 i dopóki wciąż tkwiła w tej książce, to nic innego… Chwila. Musiałem coś pominąć, a dokładnie stronę, której szukałem. Powoli, od początku. Strona 247, 248, 251… Nie, coś się nie zgadza. Jeszcze raz, spokojniej. Wolniej. Strona 247. Strona 248. Strona… 251? Nie, nie i jeszcze raz nie. Może po prostu robię coś źle. Spróbujmy od końca. Strona 252. Strona 251. Strona 248. Zamarłem. Na dłuższą chwilę. Strony w końcu nie znikają sobie od tak. Przymknąłem powieki i powoli nabrałem powietrza w płuca. Równie powoli wypuściłem je przez nos i otworzyłem oczy, żeby sprawdzić, czy strony nie są może sklejone. Nie były. Poderwałem się z krzesła i zebrałem wszystkie kartki, które leżały w pomieszczeniu, przelotnie patrząc na numerki na dole. Żadna jednak nie była stroną 249.
Zrezygnowany ponownie usiadłem przy stole, próbując znaleźć logiczne wyjaśnienie dla całej tej sytuacji. Właśnie w głowie tworzyłem kolejny scenariusz tego, co mogło się stać, kiedy tuż za sobą usłyszałem tak dobrze znany mi głos. Wiedziałem jednak, że była to tylko iluzja mojego umysłu, który ostatnimi czasy uwielbiał bawić się ze mną w podobne gierki. Próbując zignorować echo tego głosu, które dźwięczało mi w głowie, wróciłem do prób wyjaśnienia owej niepokojącej sytuacji. Jego głos zaraz rozległ się ponownie, tym razem zdecydowanie bliżej, tuż przy moim uchu. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak świetnie mój umysł zaczął kontrolować takie rzeczy, najpierw słyszałem ten głos z dalszej odległości, teraz natomiast tuż przy mnie. I dopiero, kiedy uświadomiłem sobie, że oprócz głosu doszedł jeszcze dziwny dreszcz na plecach spowodowany ciepłem oddechu na uchu, pomyślałem że tym razem przeszedłem samego siebie.
- Zostaw mnie w spokoju! – warknąłem, podrywając się z krzesła i odwracając. Jak zawsze przede mną pojawiła się jego postać, więc zamrugałem kilka razy, denerwując się coraz bardziej. Starałem się nie zwracać uwagi na to, że tym razem coś było odrobinę inaczej. Był jakby wyraźniejszy, jakby prawdziwszy. I co najdziwniejsze, nie znikał tak, jak zawsze. Zamrugałem jeszcze kilka razy, aż w końcu przetarłem oczy, ale wciąż tam stał. Uśmiechał się zadziornie, a w jego dłoni dostrzegłem kartkę. Po dokładniejszym przyjrzeniu się jej zorientowałem się, że na dole widniała liczba. 249. Przesunąłem spojrzenie ponownie na jego twarz i przymknąłem powieki. Czy kiedy ponownie je otworzę on wciąż będzie tam stał? Dałem sobie chwilę, próbując zapanować nad oszalałym umysłem. Kiedy otworzę oczy, jego już nie będzie, pomyślałem. Zaraz jednak przez głowę przemknęła mi kolejna myśl – czy rzeczywiście chcę tego, by zniknął? Nie odpowiadając na to pytanie, powoli rozchyliłem powieki, nie wiedząc, czego mam się spodziewać. To, co zobaczyłem dało mi nikłą nadzieję, że nie zwariowałem do końca.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Thunderfrost 1 - bonus.

Bonusik, który powstał bodajże dzień po tym, jak napisałam to pierwsze opowiadanie. Czysta fantazja, wymysł mojej chorej wyobraźni, moja psychika się domagała. Tyle mam na swoje usprawiedliwienie i chyba nie mam nic więcej do przekazania, tak więc zostawiam Was z krótkim tekstem. Miłego czytania.


     Thor obudził się jako pierwszy. Czuł się cały zdrętwiały od spania w niezbyt wygodnej pozycji, do tego jego brat wciąż leżał wtulony w niego i nic nie wskazywało na to, by zaraz miał się obudzić. Westchnął i podjął pierwszą próbę wydostania się z łóżka na tyle ostrożnie, by odwlec w czasie ujrzenia szmaragdowych oczu. O dziwo Loki nie obudził się, gdy Thor odsunął się od niego i wstał. Spojrzał na swojego młodszego brata z czułością, gdy ten odwrócił się na bok i zwinął w kłębek. Przez myśl przeszło mu, by podłożyć Loki’emu chociaż poduszkę pod głowę, ale to mogłoby go obudzić, więc zrezygnował z tego pomysłu i zaczął się ubierać. I ani razu nie pomyślał o tym, że drzwi są zamknięte na klucz, dopóki do nich nie podszedł i nie spróbował ich otworzyć. Spojrzał na Loki’ego, który wciąż smacznie spał, zastanawiając się, gdzie mógł on schować klucz. Gdy jego brat wtargnął do pokoju, Thor był tak zaspany, że nawet nie zwrócił na to uwagi. Na wszelki wypadek podszedł do szafki i wysunął szufladę, w której zazwyczaj znajdował się klucz, jednak, jak się tego spodziewał, klucza nie było. Ponownie spojrzał na Loki’ego, siadając obok niego. Delikatnie potrząsnął go za ramię, ale czarnowłosy wydał jedynie niezrozumiały dźwięk i spał dalej. Thor westchnął i przewrócił oczami. Loki zawsze był większym śpiochem od niego, jednak nigdy nie pomyślałby, że to może być coś dziwnego, w końcu każde rodzeństwo czymś się od siebie różni. Uśmiechnął się lekko i odgarnął niesforne kosmyki z czoła Loki’ego, zastanawiając się nad tym wszystkim. Jakby nie patrzeć, bardzo się różnili wyglądem, choć nigdy wcześniej nie wydawało mu się to podejrzane. Obojętne, co mówi Loki i wszyscy inni, Thor uważał go za brata i nigdy nie będzie myślał inaczej. Był częścią jego rodziny, jego samego.
     - Loki, obudź się – powiedział spokojnie, nachylając się nad nim. Czarnowłosy niechętnie otworzył jedno oko, by zobaczyć, kto zakłóca mu jego sen. Gdy ujrzał twarz Thora uśmiechnął się delikatnie.
     - Dzień dobry – powiedział zaspanym głosem i przeciągnął się. Thor nachylił się nad nim i pocałował w czoło, na co uśmiech na twarzy Loki’ego poszerzył się.
     - Możesz mi powiedzieć, gdzie schowałeś klucz? – zapytał blondyn, chwytając brata za ramiona i przyciągając do siebie. Loki oparł się plecami o jego klatkę piersiową, próbując trzymać kołdrę, która nieznacznie zsunęła się z niego, ukazując przy tym jego idealne biodra.
     - Jaki klucz?
     - Nie drocz się ze mną, Loki. – Silne ramię Thora mocniej objęło brata. – Klucz do mojego pokoju.
     Przez chwilę czarnowłosy starał sobie przypomnieć, gdzie w panice chował ów klucz. Zacisnął dłonie na kołdrze, którą trzymał, przypominając sobie moment, gdy udało mu się zamknąć drzwi i jedyne, co pamiętał z tamtej chwili to jak próbował się uspokoić. Był wdzięczny bratu, że go nie pospiesza, choć czuł, jak jego mięśnie napinają się coraz bardziej i w końcu sobie przypomniał.
     - Jest w moich spodniach. Chowałem go do kieszeni.
     Thor momentalnie wstał, jednak gdy tylko się podniósł, od razu musiał łapać brata, który, nie przygotowany na to, że straci tak nagle oparcie, prawie spadł z łóżka. Gdy tylko Thor przeprosił, Loki prychnął i pokręcił głową.
     - Mógłbyś bardziej na mnie uważać – powiedział, krzyżując ręce na piersi. Thor w tym czasie, kompletnie ignorując Loki’ego, przeszukiwał kieszenie jego spodni, jednak żadnego klucza tam nie znalazł.
     - Jesteś pewny, że chowałeś go do kieszeni? – zapytał Thor. – Bo go nie ma.
     Tym razem to Loki przewrócił oczami i wyciągnął rękę, by blondyn podał mu spodnie. Sam przeszukał każdą kieszeń, ale Thor niestety miał rację, klucza nie było. Był pewien, że schował go do kieszeni.
     - Musiał gdzieś wypaść – powiedział cicho, z trudem przyznając rację bratu. – Na pewno leży gdzieś na podłodze.
     Thor zaczął szukać klucza, zaczynając od sterty ubrań Loki’ego, jednak tam go nie było. Również nie było go koło szafki, ani tym bardziej pod łóżkiem. Zrezygnowany blondyn spojrzał na Loki’ego, który wciąż siedział na łóżku, okryty kołdrą i przyglądał mu się.
     - Może byś mi pomógł, księżniczko? – zapytał, a Loki westchnął ciężko i wstał, trzymając kołdrę, przewiązaną w pasie.
     - Gdybyś tak nie rzucał moimi rzeczami, klucz wciąż byłby w kieszeni – powiedział cicho, rozgarniając stopą swoje rzeczy, które już wcześniej przejrzał Thor. Blondyn nic nie powiedział, zaciskając zęby. – Nie ma go.
     - Przecież musi gdzieś być. – Thor ponownie spojrzał do szafki, choć wiedział, że tam go nie ma. – Chyba nie wyparował sobie od tak.
     - Poszedł na spacer – powiedział Loki pod nosem i zajrzał pod łóżko. Był zdecydowanie chudszy, niż brat, więc mógł cały wślizgnąć się pod nie. Okazało się to dobrym pomysłem, gdyż klucz leżał w takim miejscu, że ledwo było go widać. – Znalazłem.
     Zanim Loki zdążył sięgnąć po klucz, Thor złapał go za kostki i zaczął wyciągać spod łóżka, przekonany, że brat już trzyma klucz.
     - Czekaj! – krzyknął, wierzgając nogami i próbując dosięgnąć zguby. – Czekaj!
     W końcu Thor zrozumiał, co Loki krzyczy do niego i puścił jego kostki. Czarnowłosy ponownie przesunął się po podłodze w stronę klucza, a gdy w końcu złapał go w dłoń, zaczął wydostawać się spod łóżka. Gdy tylko wyszedł, oparł się o nogi Thora, wciąż siedząc na podłodze i poprawił kołdrę, która prawie całkowicie się z niego zsunęła. Uśmiechnął się do brata, pokazując mu klucz. Thor również się uśmiechnął i wziął od brata kluczyk, kładąc go na szafce i ponownie spojrzał na Loki’ego.
     - Nie idziesz otworzyć drzwi? – zapytał czarnowłosy lekko zaskoczony.
     - To może poczekać – powiedział Thor, nachylił się i złapał Loki’ego w silny uścisk. Podciągnął go do siebie, po czym położył na łóżku. Przez chwilę siłował się z kołdrą, ale w końcu wylądowała na podłodze, choć Loki dzielnie o nią walczył.
     - Daj mi trochę odpocząć – powiedział czarnowłosy z wyrzutem, gdy ręce Thora zaczęły błądzić po jego ciele.
     - Tylko się z tobą trochę podrażnię – powiedział blondyn i wpił się w usta brata, który nie zdążył tym razem prychnąć. Jedynie jego szmaragdowe oczy patrzyły na Thora z wyrzutem, ale po chwili przymknął je, oddając się pocałunkowi.
     Tak w sumie, pomyślał Loki, wcale tak wiele nas nie różni.

niedziela, 27 lipca 2014

Thunderfrost 1.

Witam, tak na początek. Możecie mówić do mnie Lokes i – co zadziwiające – jestem autorką tego bloga. Stwierdziłam, że bez sensu będę wstawiać jakieś przywitania w osobnej notce, gdyż bardzo mnie to drażni, a jednak należałoby się chociaż przywitać. Oczywiście wcześniej miałam dużo do powiedzenia, a gdy już do tego usiadłam, wszystko wyleciało mi z głowy. Ale może od początku, powoli. Nigdzie mi się nie spieszy, przynajmniej na razie.
Na blogu będą pojawiać się opowiadania, tak zwane one shoty z różnymi pairingami z uniwersum Marvela. Jako że najbardziej upodobałam sobie Tony’ego i Lokiego, to myślę, że właśnie tych będzie tutaj najwięcej. Pracuję jednak nad czymś dłuższym, jest to moje takie, można powiedzieć, wyzwanie, gdyż ostatnio moja wena strasznie szwankuje. Mam nadzieję, że podołam, bo pomysł co do opowiadania przypadł mi do gustu i mam nadzieję, że uda mi się je skończyć.
Tak właściwie blog powstał na zwyczajnym spontanie, no może przyczyniła się do tego do połowy opróżniona butelka whisky, stojąca obok…
W każdym razie, będę ten blog traktować na luzie. Chyba że zbierze się kilka osób, którym bardzo przypadnie do gustu to, co tutaj będę wypisywać. Wtedy postaram się spiąć jeszcze bardziej i pisać w jakieś określone dni. Ruszę na poważnie z opowiadaniem, bo wiadomo, że zawsze lepiej pisze się dla kogoś, niż dla samego siebie, przynajmniej w moim przypadku. Dlatego nie bać się napisać komentarz, ja nie gryzę! Przyjmę każdą krytykę, oczywiście tę uzasadnioną, chyba nie muszę tego tłumaczyć, prawda? Z chęcią (powiedzmy, moja wena się kłania) przyjmę też ciekawe propozycję napisania jakiś shocików z innymi marvelowskimi postaciami. Najlepiej z Avengersów. Więc jeśli masz jakiś ciekawy pomysł śmiało możesz się nim ze mną podzielić, postaram się sprostać Twoim oczekiwaniom.
Myślę, że i tak napisałam więcej, niż zamierzałam na początku, ale jeśli coś mi się jeszcze kiedyś przypomni, to dopiszę w następnej notce, czy gdzieś tam po boku. A teraz mam Wam do zaoferowania krótkie opowiadanie z Thorem i Lokim. Napisane dość dawno temu, więc zdaję sobie sprawę z wielu błędów, jakie są w tekście. Pisało mi się go, z tego co pamiętam, całkiem miło.
A, i od razu zaznaczam, że wszystko co się tutaj pojawi, to tylko moja, często chora wyobraźnia i mogę zmieniać niektóre fakty. Tyczy się do każdych opowiadań, które tutaj zamieszczę.
A teraz miłego czytania.
Lokes.



     Zawsze go podziwiał. Chciał być, jak on. To pchało go do przodu każdego dnia i pozwalało cieszyć się z jego sukcesów, ponieważ była to kolejna poprzeczka do przeskoczenia. Wiadomość o tym, że tak naprawdę nie są braćmi trochę go spowolniła. Jednak pozbierał się po tym najszybciej jak umiał, nic nie mówiąc Thorowi, który wciąż tkwił w przekonaniu, że Loki to jego prawdziwy brat. Brat, którego kochał ponad wszystko, mimo jego wad. Nigdy nie odczuł, że Loki ma do niego jakikolwiek żal, że to on ma stać się nowym królem Asgardu. Loki zawsze stał po jego stronie, jak wierny przyjaciel, którym zresztą był.
    Thor sam nie wiedział, w jakim momencie zaczął patrzeć na swojego brata inaczej. Zaczął dostrzegać w nim mężczyznę, choć fakt ten trochę go rozśmieszył, bo zawsze widzi w nim swojego młodszego braciszka. Jednak Loki niewątpliwie stał się mężczyzną, przystojnym mężczyzną, to trzeba dodać, od którego Thor często nie mógł oderwać wzroku. Co prawda nie był tak postawny, jak on, był znacznie chudszy i trochę niższy. Miał wystające kości policzkowe oraz piękne szmaragdowe oczy, które tak często patrzyły na Thora, ukazując przy tym tyle emocji. Próbował to wszystko stłumić w sobie, choć zbyt często przyłapywał się na myśleniu o Lokim nie tak, jak powinien. Dlatego zaczął unikać jego towarzystwa. Robił to najlepiej, jak mógł, stwierdzając, że będzie to najlepsze dla nich obu. Przecież nie mógł ujawnić przed nim swoich uczuć, nawet nie chciał myśleć o reakcji Loki’ego. Czasami zdarzało mu się nazywać siebie samego tchórzem, że nie potrafi sobie z tym poradzić, ale za każdym razem, gdy w końcu zebrał w sobie odwagę, by zobaczyć brata, myśl że miałby spojrzeć w te piękne oczy, chowając przy tym swoje uczucia, była nie do wytrzymania. Bał się, że gdy tylko go zobaczy, nie będzie w stanie się powstrzymać, by nie zrobić czegoś głupiego i kompletnie nieprzemyślanego, a nie mógł pozwolić sobie na takie zachowanie. Dlatego postanowił cierpieć samemu, nie pokazując nikomu, a przede wszystkim nie pokazują Loki’emu, z czym się boryka. Nie wiedział tylko, że takim zachowaniem rani nie tylko siebie, ale również osobę, na której zależało mu najbardziej.
     Loki nie rozumiał zachowania swojego brata. Minęło parę dni, odkąd go widział, a jeszcze więcej odkąd z nim rozmawiał. Jedynie czasami widywał go na korytarzach, ale Thor, udając że go nie widzi, oddalał się szybko w przeciwnym kierunku. Loki czuł się odepchnięty, chociaż starał się tego nie okazywać, ale również martwił się o brata. Nie wiedział, co się dzieje, chciał pomóc, ale nie wiedział jak, skoro Thor nie dopuszczał go do siebie chociaż na moment. Do głowy przychodził mu tylko jeden powód, dlaczego Thor zachowuję się tak wobec niego. Musiał się dowiedzieć, że nie są prawdziwymi braćmi. Musiał dowiedzieć się wszystkiego o Lokim i to sprawiło, że się go brzydził, może nawet obawiał. Właśnie to sprawiało, że nie chciał go widzieć, przez to go unikał. Przez ten cały czas Loki znosił to, co prawda z wielkim trudem, ale znosił, jednak gdy nadeszły jego urodziny, a Thor przez cały dzień nie złożył mu życzeń, choć miał do tego wiele okazji, zaczął się irytować.
     Do cholery, myślał. Mógł chociaż napisać cokolwiek na kartce. Może i nie jesteśmy braćmi, ale tak zostaliśmy wychowani i chociażby przez to mógł na ten jeden dzień zapomnieć o tym, co nas dzieli.
     Gdy słońce powoli chowało się za horyzont, a Asgard okryło się ciemnością, Loki cicho wyszedł ze swojego pokoju. Przez cały ten czas, czekając aż się ściemni, siedział u siebie, wściekły na Thora. Teraz, gdy mógł niepostrzeżenie, chowając się w cieniu, przedrzeć się do pokoju brata, ani chwili się nie wahał. Szedł szybko, wciąż uważając jednak, by nie narobić niepotrzebnego hałasu. Zaskoczenie będzie jego największą przewagą, dlatego nie mógł się zdradzić za wcześnie. Pomimo tego, że wszyscy spali, łącznie z Thorem, wolał nie ryzykować. Szczególnie, że Thor miał bardzo lekki sen i na pewno szybko się zorientuje, że ktoś jest w jego pokoju. Jednak przede wszystkim Loki musiał jak najciszej wejść do jego pokoju, jeszcze ciszej podejść do stolika przy łóżku i z jednej z szuflad wyjąć klucz, którym mógł zamknąć drzwi. Jedynie jeszcze schować klucz do kieszeni, a potem niech się dzieje, co chce. Nie wiedział dokładnie, co powie Thorowi, gdy już ten się obudzi. Dużo o tym myślał, jednak wszystkie pomysły odrzucił równie szybko, jak się pojawiły. Dlatego postanowił, że zostawi wszystko chwili, o ile oczywiście pierwsza część jego planu powiedzie się.
     Znalazł się pod jego pokojem i wstrzymał oddech, przykładając ucho do drzwi. Nie usłyszał żadnych kroków, ani nic, co by świadczyło, że Thor wciąż jest na nogach. Powoli wypuścił powietrze z płuc i delikatnie nacisnął na klamkę. Drzwi ustąpiły cicho, choć Loki spodziewał się potwornego skrzypienia. Wszedł ostrożnie do środka, zostawiając sobie drogę ucieczki, w razie czego. Thor, tak jak się tego spodziewał, spał odwrócony do niego plecami. Najciszej, jak to było możliwe zbliżył się do łóżka, nieruchomiejąc tylko na moment, gdy Thor głośniej nabrał powietrza przez sen. Uspokoił swoje szybko bijące serce i zrobił ostanie kroki do szafki. Wiedział, w której szufladzie znajduje się klucz, więc wysunął tą właściwą i wyjął to, czego w tej chwili tak pragnął. Uśmiechnął się delikatnie, tylko kącikami ust i wsunął szufladę z powrotem. I to był błąd, gdyż nagle poczuł na swoim nadgarstku silną dłoń brata. Krzyknął cicho, choć sam nigdy nie podejrzewał się o taki dźwięk i o mało co nie upuścił klucza. Cudem udało mu się wyswobodzić rękę z uścisku Thora, choć kosztowało go to parę cennych sekund. Miał szczęście, że Thor wciąż był zaspany i jego ruchy były odrobinę spowolnione. Jednak blondyn nie tracił czasu i momentalnie zerwał się z łóżka, na co Loki panicznie rzucił się w stronę drzwi. Gdy tylko dobiegł do nich, zatrzasnął je, nie zwracając uwagi na hałas, jakie wywołały, i nakazując sobie względny spokój, próbował trafić kluczem w dziurę. Wydawało mu się, że Thor jest tuż za nim, jednak udało mu się zamknąć drzwi i schować kluczyk do kieszeni. Odwrócił się w momencie, gdy dłoń Thora znalazła się na drzwiach. W ciemności jego oczy wydawały się aż nazbyt niebieskie, ale Loki nie potrafił oderwać od nich wzroku. Zdał sobie sprawę, że dyszy, jakby przebiegł przynajmniej kilometr, a nie te parę metrów od łóżka do drzwi.
     - Przyszedłem po moje życzenia – powiedział, próbując uspokoić oddech i uśmiechając się delikatnie.
- W nocy?
- Jakoś w dzień się ich nie doczekałem – powiedział cynicznie, a Thor odsunął się. Odwrócił się do Loki’ego plecami i podszedł do łóżka, na które oklapł ciężko. Po chwili wahania, Loki podszedł i usiadł obok niego.
- Jest pewna sprawa, która bardzo mnie dręczy już jakiś czas – zaczął Thor. – To przez to… zacząłem cię unikać.
- Wiem, Thor. W końcu musiało do tego dojść, ale już nic z tym nie zrobimy. Przykro mi.
- Tobie jest przykro? To przecież powinno być na odwrót.
- Owszem, jest mi przykro. Nie chciałem, żeby kiedykolwiek coś takiego nas poróżniło, dla mnie zawsze będziesz kimś niezwykłym.
     Thor patrzył na niego, jak zauroczony. Nie mógł się oderwać od tego szmaragdu jego oczu. W ciemności wyglądało to wprost magicznie. W dodatku nie mógł uwierzyć w jego słowa. Więc Loki przez ten cały czas wiedział o wszystkim, a on zachował się, jak skończony kretyn, odpychając go od siebie. Jak mógł tak postępować, teraz sam zadawał sobie to pytanie, widząc, jakim głupcem był. Przecież to Loki, jego Loki…
     - Mnie też bardzo zabolała wiadomość, że nie jesteśmy braćmi i bałem się, Thor. Bałem się samego siebie. Przecież to, kim jestem wzbudza strach wśród Asgardczyków i po prostu nie wiedziałem…
- Co?! – Thor przerwał mu, gdy sens tych słów całkowicie do niego dotarł. – Możesz powtórzyć?
- Mówię, że się bałem.
- Wcześniej! Co powiedziałeś wcześniej?!
     Loki zamilkł na chwilę, zdając sobie sprawę, że jego brat nie miał o tym pojęcia i być może właśnie wydał na siebie kolejny wyrok, choć sam nie wiedział, czym zasłużył na ten pierwszy.
     - Powiedziałem – zaczął niepewnie – że nie jesteśmy braćmi. Moim ojcem jest ktoś inny, ktoś…
     Zamilkł. Nie potrafił tego powiedzieć. Odwrócił wzrok od Thora, kierując go na swoje kolana. Pod powiekami poczuł gorące łzy, którym nie pozwolił wypłynąć.
     - Synem kogo jesteś, Loki? – Ton głosu Thora był spokojny, kojący wręcz.
- Laufy’ego – wyszeptał i, pomimo walki z samy sobą, na swoich splecionych przed sobą dłoniach zobaczył łzę. Czekał, aż Thor powie cokolwiek, ale on się nie odzywał, a Loki bał się spojrzeć na niego. Miał wrażenie, że minęły całe wieki i nie potrafił zliczyć, ile słonych kropel spadło w dół, gdy w końcu blondyn odezwał się.
- Kocham cię, Loki. Obojętnie, czy jesteś moim bratem, czy nie. Jesteś dla mnie bardzo ważny, najważniejszy. – Szmaragdowe oczy spotkały błękitne w ciemności, a Loki już wiedział, o czym dokładnie mówi Thor. To był powód, dlaczego przez tyle czasu go unikał.
     Silna dłoń Thora delikatnie otarła jego łzy z twarzy, na której pojawił się lekki uśmiech. Nie wiedział, co ma powiedzieć, nie wiedział, czy ma się cieszyć, nawet nie wiedział, co o tym myślał. Z jednej strony tak bardzo cieszył się, że znowu widzi twarz swojego brata, który w dodatku unikał go z całkiem innego powodu, niż obawiał się Loki. A to, że nie są prawdziwymi braćmi w jakimś sensie go ucieszyła, co czarnowłosy zauważył, choć nie wiedział, jak ma na to zareagować.
     - Przepraszam, że nie złożyłem ci życzeń – powiedział Thor.
- A masz chociaż dla mnie jakiś prezent?
- Tak się składa, drogi braciszku, że mam. – Zanim Loki zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, Thor nachylił się nad nim, a jego ciepłe usta spotkały usta Loki’ego. Z jego gardła wydobył się cichy protest, ale niezbyt przekonujący, gdyż blondyn nie przerwał wykonywanej czynności. Wprost przeciwnie, silnym gestem zmusił czarnowłosego do położenia się, jednak po chwili uznał, że ta pozycja nie jest zbyt wygodna dla nich obu i podciągnął brata wyżej, tak by jego głowa spoczywała na poduszkach. Loki jeszcze tylko przez chwilę próbował się szarpać, bo gdy ciepłe usta Thora dotknęły jego szyi, przez jego ciało przeszła błyskawica. Nie potrafił dłużej opierać się temu, co robił z nim Thor, więc po prostu leżał, godząc się z tym. Gdy przestał walczyć, zdał sobie sprawę, że to nawet przyjemne uczucie, do tego jego ciało zaczęło reagować na pieszczoty, co nie uszło uwadze Thora. Ponownie poczuł na swoich, usta blondyna, tym razem Loki zaangażował się mocniej, niż poprzednio. Zarzucił ręce na jego ramiona, pogłębiając pocałunek, gdy nagle poczuł jego dłoń na biodrze. Zaskoczony odsunął Thora nieznacznie, przerywając pocałunek.
     - Za szybko? – zapytał blondyn, patrząc w jego oczy.
- Nie, w porządku, po prostu mnie zaskoczyłeś.
     Thor uśmiechnął się i zdecydowanym ruchem zaczął ściągać koszulkę ze swojego brata. Loki wahał się tylko przez moment, więc jego koszulka szybko wylądowała koło łóżka. Po chwili wylądowała tam również koszulka Thora oraz ich spodnie. Blondyn usiadł na biodrach Loki’ego, patrząc na jego ciało, o którym marzył od jakiegoś czasu. Czarnowłosy nie patrzył na niego, ale uśmiechał się kącikami ust. To był ten uśmiech, który Thor tak bardzo uwielbiał, jednak zdał sobie sprawę, że Loki trzęsie się i zapytał:
- Zimno ci?
- Nie. Tak. Nie wiem. – Loki przymknął oczy, żeby zebrać myśli. – Trochę, ale to chyba bardziej z emocji. Trochę się denerwuję.
- Ja też się denerwuję. Nawet bardzo – powiedział Thor, delikatnie głaszcząc Loki’ego po policzku. Kciukiem przejechał w dół po jego kości policzkowej, po czym złapał brata za brodę i zmusił, by na niego spojrzał. – Więc bądź wyrozumiały.
     Loki prychnął jedynie i zaszczycił brata cynicznym spojrzeniem, które tak bardzo pasowało do jego postawy.
     - Masz być delikatny – powiedział, krzyżując ręce na piersi. – Albo wyjdę.
     Thor zaśmiał się i pocałował Loki’ego w czoło, szepcząc przy tym „obiecuję”. Gdy blondyn odsuwał się, czarnowłosy zarzucił ręce na szyję brata i przyciągnął go do siebie. Ich usta ponownie złączyły się, a Loki odchylił głowę, by pogłębić pocałunek. Thor, lekko zaskoczony, ale zadowolony z takiego obrotu spraw, próbował ściągnął z brata bokserki. Trochę się przy tym namęczył, ale nie pozwolił przerwać pocałunku, szczególnie gdy poczuł na karku zimne dłonie Loki’ego. Jednak po chwili zielone bokserki czarnowłosego wylądowały na podłodze i dopiero wtedy Thor odsunął się, by spojrzeć na twarz brata. Nawet w ciemności, blondyn wyraźnie dostrzegał zawstydzenie Loki’ego, który twardo patrzył gdzieś w bok.
     - Wyglądasz uroczo – powiedział Thor i zaśmiał się. Czarnowłosy prychnął i spojrzał na niego, niepewnie kładąc dłonie na jego udach. Blondyn uśmiechnął się i odgarnął kosmyk z jego czoła, po czym nachylił się i złożył delikatny pocałunek na obojczyku Loki’ego. Zaczął zjeżdżać niżej, a nie słysząc protestów brata, bez zapowiedzi, wziął jego męskość do ust. Loki zachłysnął się powietrzem, a jego dłonie momentalnie znalazły się na głowie Thora. Wplótł długie palce we włosy brata, starając się nie wydawać tych dziwnych i krępujących odgłosów, których nigdy wcześniej się po sobie nie spodziewał. Mimowolnie zaczął nadawać tempo, już ledwo panując nad głosem, aż nagle Thor przerwał i odsunął się. Loki podparł się na łokciach i spojrzał na niego z mieszaniną oburzenia i rozpaczy.
     - Nie zostawia się faceta w takiej sytuacji – powiedział zielonooki, oddychając ciężko, gdy Thor nie odezwał się.
- Wiem przecież i jeszcze z tobą nie skończyłem. – Uśmiechnął się znacząco. – Odwróć się.
     Przez chwilę zielone oczy patrzyły na Thora pytająco, ale nie trwało to długo. Na jego bladych policzkach od razu widać było rumieńce, ale nic nie mówiąc, odwrócił się. Blondyn zauważył, jak Loki zaciska pięści na poduszce, więc nachylił się nad nim, pocałował go w kark i powiedział cicho:
- Obiecałem, że będę delikatny, więc nie bój się.
- Łatwo ci to mówić! – żachnął się. Thor uśmiechnął się lekko i objął brata w pasie, przyciągając go do siebie. Z gardła Loki’ego wydarł się niepohamowany krzyk, ale gdy tylko oparł się plecami o klatkę piersiową Thora, uspokoił się. Czuł, jak jego pierś unosi się i opada, czuł bicie jego serca oraz ciepłe usta tuż przy swoim uchu. Ręka Thora wciąż oplatała go w pasie i to na niej Loki zacisnął swoje dłonie. Czuł się bezpiecznie, a wszystko to, czym zamartwiał się przez ostatnie dni, nagle gdzieś uleciało. Teraz myśl, że Thor mógł go znienawidzić, wydawała mu się niezmiernie głupia i pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Chciał to powiedzieć Thorowi, ale ten nagle podsunął mu pod nos swoją dłoń z wyciągniętymi dwoma palcami. Próbował spojrzeć na brata, nie wiedząc za bardzo o co mu chodzi, ale Thor wyszeptał mu do ucha:
- Pośliń.
     Miał wielką nadzieję, że brat nie widzi w tym momencie jego twarzy, na której momentalnie poczuł gorąco. Delikatnie chwycił Thora za przegub i niepewnie wziął jego palce do buzi. Poczuł typowy, lekko słonawy smak, ale starał się skupić na tym, by jak najbardziej nawilżyć palce brata. Po chwili Thor ostrożnie zabrał rękę i delikatnie popchnął Loki’ego do pozycji, w jakiej znajdował się poprzednio. Czarnowłosy momentalnie ponownie zacisnął dłonie na poduszce. Gdy Thor włożył w niego palec, Loki jęknął cicho i mocniej ścisnął poduszkę, w której po chwili schował głowę, gdy blondyn zaczął delikatnie poruszać dłonią. Czarnowłosy doskonale poczuł, gdy Thor włożył w niego drugi palec, gdyż musiał przygryźć wargę.
- Sprawiasz mi ból, bracie – powiedział, podnosząc głowę.
- Spróbuj się rozluźnić, za bardzo stawiasz opór.
     Loki ponownie prychnął i już chciał odpyskować coś bratu, ale uznał, że lepiej będzie spróbować zastosować się do jego rady. Ku jego zdziwieniu, po chwili ból prawie całkowicie minął, jedynie czuł się trochę niekomfortowo i dziwnie.
     Gdy Thor zauważył, że Loki już nie odczuwa takiego bólu, wyjął z niego palce i zdecydowanie chwycił go za biodra. Przez chwilę czarnowłosy spanikował, bojąc się kolejnej fali bólu, ale gdy Thor wszedł w niego, zdał sobie sprawę, że nie było to wcale tak straszne, jak się spodziewał. Owszem, z jego gardła wydobył się krzyk zaskoczenia i bólu, a ręce mocniej ścisnęły poduszkę, jednak nie było to coś, czego nie mógł wytrzymać. Thor dał mu chwilę, po czym zaczął się w nim powoli, ale miarowo poruszać. Przy pierwszych ruchach Loki wił się pod nim, nieprzyzwyczajony do podobnych odczuć, ale już po chwili również on zaczął odczuwać przyjemność. Szczególnie, gdy dłoń Thora zacisnęła się na jego członku. Loki zaczął jęczeć, choć starał się zagłuszyć to najpierw zaciskając dłonie na ustach, a potem chowając twarz w poduszkę. Gdy plecy zielonookiego wygięły się w łuk, Thor wiedział, że Loki za chwilę dojdzie w jego dłoni, jednak nie przerwał. Dopiero, gdy Loki wydał z siebie coś pomiędzy westchnięciem, a krzykiem, a dłoń Thora zrobiła się lepka, blondyn złapał brata za włosy, zanim ten zdążył całkowicie opaść na łóżko i przyciągnął go do siebie. Zmusił go, by sam zaczął poruszać się w górę i w dół, a gdy Thor poczuł, że sam już długo nie wytrzyma, chciał odsunąć od siebie brata. Ten jednak nie pozwolił na to i blondyn doszedł w nim. Loki oparł się o jego klatkę piersiową, dysząc ciężko, ale spróbował objąć brata, co nie było wcale takie łatwe ze względu na pozycję, w jakiej się znajdowali. Udało mu się jedynie jedną ręką dosięgnąć twarzy blondyna, który chwycił ją w swoją dłoń i z czułością ucałował. Loki uśmiechnął się i odsunął, na czworakach podchodząc do wezgłowia łóżka. Zrzucił wszystkie poduszki na podłogę i opierając się, okrył się kołdrą. Spojrzał na brata i uśmiechnął się, a Thor podszedł do niego i usiadł obok. Loki również na niego zarzucił kołdrę i wtulił się w niego, zarzucając sobie jego rękę na ramię.
     - W sumie w tym roku trafiłeś z prezentem urodzinowym – powiedział po chwili Loki, a Thor zaśmiał się. Chwycił czarnowłosego pod brodę i zmuszając, by ich spojrzenia spotkały się, nachylił się nad nim i delikatnie pocałował go w usta. Gdy się odsunął, Loki momentalnie wypalił:
- Kocham cię.
     Thor ponownie się uśmiechnął, widząc zmieszanie na twarzy brata, który sam nie spodziewał się takiego wyznania.
     - Ja ciebie też – powiedział, przyciągając go mocniej do siebie. – Wszystkiego najlepszego, braciszku.
     Przez chwilę siedzieli w milczeniu, zasłuchani w swoje oddechy i skupieni na bliskości swoich ciał. Jednak Thor nie wytrzymał zbyt długi i zapytał:
- A ty co przyszykujesz na moje urodziny?
     Loki zaszczycił go swoim obrażonym spojrzeniem, ale tym razem nie prychnął, co musiało go dużo kosztować. Na tę myśl, Thor ledwo powstrzymał śmiech.
     - Przestań psuć moją chwilę – powiedział Loki, i choć na usta blondyna cisnęło się wiele słów, to jedynie nachylił się i pocałował brata w czoło. Pomyślał, że nie jest ważne to, co dostanie w tym roku od Loki’ego na urodziny, ale jego największą prośbą było to, by mógł je spędzić wraz z nim. Bo w końcu to najlepszy prezent - trzymać w ramionach osobę, którą kocha się najbardziej na świecie.